Imprezy, wydarzenia i uroczystości Stowarzyszenia "Nadzieja"
Kronika 2005
10.12.2005 DK Atrium
Spotkanie Wigilijno - Mikołajkowe
Jak ten czas szybko leci, pamiętam niemal jakby to było dziś, kiedy robiłem opis spotkania Wigilijno - Mikołajkowego, które mieliśmy rok temu, a tu nagle minęło 12 miesięcy, czyli cały rok, znowu mamy zimę i miesiąc grudzień, a ten miesiąc wszystkim wiadomo z czym się kojarzy. Ktoś podnosi rękę i mówi że z Gwiazdką i Świętym Mikołajem, no a jakby mogło być inaczej, są to przecież najładniejsze polskie święta.
Tradycja jest po to, żeby ją szanować i przekazywać z pokolenia na pokolenie, a my jesteśmy wierni tradycji, więc i w tym roku nie mogło u nas być inaczej. Jak co roku, tak samo i teraz obchodziliśmy naszą klubową Wigilię, a odbyła się ona 10 grudnia. Zaproszenia na to spotkanie dostawaliśmy na zabawie Andrzejkowej.
Po przybyciu do "DK Atrium", każdy zajmował miejsce za stołem i czekał na rozpoczęcie programu przewidzianego na ten szczególny wieczór. Na początku zostali przedstawieni przez panią Antoninę goście honorowi zaproszeni na nasze spotkanie, następnie zostały rozdane upominki dla osób udzielających się w jakiś sposób w naszym Stowarzyszeniu. Po wstępnych przemówieniach i wyróżnieniach, nadszedł czas na występ naszych klubowiczów w przedstawieniu, przygotowanym specjalnie na tą okazję. Tytuł tej sztuki to "Wigilia w Autobusie". Scena była specjalnie udekorowana w atrapę autobusu, a w środku siedzieli pasażerowie i kierowca.
Przedstawienie było bardzo fajne, na koniec wszyscy pasażerowie i kierowca na scenie zapalili zimne ognie, a światła w sali zostały wygaszone. Pięknie to wyglądało, tak jakby cała scena płonęła, widać to nawet na zdjęciu w Galerii. Następnie wszyscy zeszli ze sceny i nastąpiło tradycyjne dzielenie się opłatkiem. Kiedy każdy już miał to za sobą, to przystąpiliśmy do wieczerzy. Na początek był tradycyjny czerwony barszcz z uszkami, następnie pierogi, potem jeszcze próbowałem rybę w jarzynach. Wszystko było bardzo smaczne. Było jeszcze kilka innych wigilijnych potraw. Dodatkowo były jeszcze mandarynki i banan, oraz inne smakołyki, takie jak różnego rodzaju ciastka itd.
Po skonsumowaniu wigilijnych pyszności przyszedł do nas Mikołaj z pełnym worem prezentów. Wszyscy z niecierpliwością czekali na tego pana z czerwonym nosem i z podchukującym głosem Ho! Ho! Ho! Tylko renifery zostały pewnie na dworze, bo się nie zmieściły do komina. Ten miły pan wyczytywał kandydatów do odebrania prezentów, prosił o wierszyk albo piosenkę, można było tez zrobić sobie pamiątkową fotkę. Po długiej i jakże ciężkiej pracy, rozdaniu wszystkich prezentów, zrobiliśmy sobie wspólna pamiątkową fotkę razem ze zmęczonym Mikołajem. Następnie przystąpiliśmy do wspólnego śpiewania kolęd, byliśmy wspomagani przez ładne dziewczyny z chóru. ¦piewanie było o tyle fajne, że na końcu ten kto najładniej śpiewał, dostawał w nagrodę takiego pięknego porcelanowego aniołka. Ja się pochwalę i powiem, że chyba śpiewałem nie najgorzej, bo w nagrodę dostałem właśnie taką figurkę, która będzie mi zawsze przypominała to wspaniałe spotkanie Wigilijno - Mikołajkowe.
Po tym wszystkim, nadszedł koniec jakże wspaniałego spotkania w wspólnej, niemal rodzinnej atmosferze. Jak to śpiewał swego czasu pewny zespół "Bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina...", pewnie każdy będzie ciepło wspominał ten czas spędzony w klubie z przyjaciółmi.
Pozostaje złożyć życzenia z okazji zbliżających się ¦wiąt Bożego Narodzenia, a więc:
Odrobiny ciepła dzięki ludzkiej życzliwości, odrobiny światła w mroku dzięki szczeremu uśmiechowi, radości w smutku dzięki ludzkiej miłości i nadziei na lepsze jutro w chwilach niepokoju życzy Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i przyjaciół "Nadzieja" w Legnicy.
Tekst: Sławomir Darczuk.
26.11.2005 DK Atrium
Wieczór Andrzejkowy
Chociaż imieniny Andrzeja są pięć razy w roku, te przypadające 30 listopada uznano za najważniejsze. Andrzejki to jedno z najmilszych imieninowych świąt. Nie bawić się tego wieczora to dla niektórych stracony czas. A że żyje się tylko raz, to szkoda tracić jakiejkolwiek okazji do zabawy.
My też mieliśmy swój wieczór Andrzejkowy, ale z uwagi na to ze 30-stego wypadało w tygodniu, nasza zabawa odbyła się w sobotę, czyli 26-stego listopada.
Pewnie wszyscy już z niecierpliwością czekali na ten wyjątkowy dzień, wszak już dawno nie było u nas podobnej zabawy, gdzie można by się zabawić i porządnie wyszaleć, ostatni raz, okazja do tanecznych popisów była jeszcze na wczasach, a przecież nie każdy miał okazję tam być. Tak więc tym bardziej wszyscy, z wielką ochotą licznie przybyli do "DK Atrium", aby w ten wyjątkowy wieczór, pobawić się wśród znajomych i sprawdzić swój los w licznych wróżbach.
Do tańca przygrywała nam muzyka ze sporej kolekcji płyt CD, leciały nowe, oraz stare, jak to śpiewa Piotr Gąssowski, (...same przeboje Czerwonych Gitar, tak bardzo chciało się żyć...). Były też różne inne zabawy, takie jak konkurs piosenki, tańca, oraz słynne już z takiej okazji wróżby. Do przekąski były już tradycyjnie różnego rodzaju ciasteczka, a do picia, napoje, kawa, herbata, czyli to co zwykle. Na stole w sali przeznaczonej do tańców, były rozstawione świeczniki i kadzidła
wydzielające aromatyczny zapach, co dodatkowo jeszcze budowało niepowtarzalny klimat i atmosferę tajemniczości i magii andrzejkowych wróżb.
Andrzej jest jednym z najpopularniejszych męskich imion. Andrzej z greckiego oznacza typ prawdziwego męża, mężczyzny. Noszących owo imię są postrzegani jako: odważni, szczerzy, niezwykle wnikliwi. Bywają dynamiczni, dumni, niezależni i zarozumiali.
Tekst: Sławomir Darczuk.
16.10.2005 DK Atrium
Muzykoterapia
Zebraliśmy się dnia 16 paĽdziernika 2005 roku o godzinie 16:00 w "DK Atrium", mieszczącego przy ulicy Pomorskiej 19 w Legnicy, aby wysłuchać dość interesującego nas z formy wykładu, dotyczącego różnego rodzaju terapii muzycznej. Spotkanie było zorganizowane przez nasze panie z biblioteki. Powiem więcej, że muzyka potrafi wpływać i zjednywać wszystkie narody świata, a nade wszystko umie kształtować też naszą psychikę, oraz ludzkie obyczaje. A także umie podnosić naszą osobowość i nasze umysły. Muzykoterapia wpływa na każdego rodzaju schorzenia, stanowi ona dla osób niepełnosprawnych formę relaksu i rehabilitacji. Przede wszystkim całe spotkanie było przedstawione w charakterze zabawowo - rozrywkowym, przy kawie, ciastkach, herbacie i napojach chłodzących. Wszystkim impreza się podobała i uczestnicy byli bardzo zadowoleni.
Tekst: Sławomir Mermela.
21.09.2005 DK Atrium
Spotkanie z poezją
Gdy wróciliśmy do Legnicy z wczasów w Mrzeżynie czekała nas miła niespodzianka. Jak co roku o tej porze mamy zazwyczaj "Turniej gier planszowych", a tym razem pani Iwonka wpadła na pomysł, żeby wprowadzić jakąś odmianę i odświeżyć nieco już utarty rozkład imprez. Kiedy my bawiliśmy się na wczasach, to w tym czasie pani Iwonka wraz z innymi osobami z naszego stowarzyszenia poczyniła przygotowania do "Spotkania z poezją". Mamy w naszym gronie dwie utalentowane autorki wierszy, więc nie było zbytnio problemu kogo na ten dzień zaprosić.
Panie i panowie, mam niebywały zaszczyt przedstawić wam panią Janinę Rodak oraz panią Marię Przybylską do których należało głównie to spotkanie. Pani Janina prezentowała swój tomik wierszy pod tytułem "Przyczynki do istnienia" i zachęcała wszystkich do jego kupna i przeczytania. Panią Marię już trochę znamy, gdyż z jej próbką wierszy można zapoznać się w dziale "Różności". Tym razem zaprezentowała nam zbiór swojej twórczości zatytułowany "Zmruż oczy zobaczysz" i również gorąco zachęcała do jego kupienia i przeczytania, bo jak to pisze w jednym ze swoich wierszy "Ludzie nie lubią nadmiaru słów, może więc przeczytają wiersz?"
Teraz pozwolę sobie, bliżej przedstawić obie poetki:
Janina Rodak jest Legniczanką. Tu się urodziła, mieszka i pracuje. Debiutowała w "Konkretach" w 1983 roku, pierwsza jej publikacja zawarta w arkusz poetycki ukazała się nakładem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Legnicy w roku 1993. Jej wiersze znalazły się także w antologiach "Przemijanie" i "Przesłanie nadziei" oraz w kilku zbiorach pokonkursowych, a także drukowane były w prasie, w tym w tygodniku "Akcenty", "Gazecie Robotniczej", miesięczniku "Filantrop", "Bez kurtyny", "LIK". Poetka zdobywała nagrody i wyróżnienia w ogólnopolskich i regionalnych konkursach literackich. Wiersze Janiny Rodak to zapisywanie siebie, tej wewnętrznej, w najgłębszych pokładach myśli i odczuć. Pisze białym wierszem, wolnym od wszelkich zbędnych ozdobników, doskonale metaforyzowanym, poprawnym warsztatowo.
To tęsknota
To tęsknota
Każe szukać
Miejsc lepszych
Ludzi prawdziwych
Wygina ciało w łuk
Nadaje niezamierzony sens
Gestom i głoszonym poglądom
Otwiera drzwi
Zatrzaskuje okiennice
Kreśli linie drogi
Po horyzont
To tęsknota...
Maria Przybylska
Urodzona w 1980 roku w Legnicy. Nie zamieniła by swojego rodzinnego miasta na inne. Tu ma najbliższych, tu wypoczywa i nabiera dystansu do siebie.
Tu przeżyła pierwszy, najtrudniejszy okres w swoim życiu, w którym musiała pokonać bariery niepełnosprawności związane z niedowidzeniem i atonią mięśniową. Tu stawiała również pierwsze kroki ku samodzielności.
Wieloletnia i bolesna rehabilitacja pod czujnym okiem rodziców zakończyła się sukcesem.
W 1987r. mogła rozpocząć edukację w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych we Wrocławiu, a od 1996 - w Liceum Zawodowym. Wówczas z dala od rodzinnego domu, sięgała po literaturę piękna i obcowała z poezją.
Zaowocowało to kilkakrotnymi wyróżnieniami za czytelnictwo i recytację oraz pierwszymi samodzielnymi potyczkami z poezją, oddającymi jej wnikliwość i wrażliwość, a jednocześnie chęć oderwania się od trudnej rzeczywistości.
Cicha i skromna, nie chce o sobie wiele mówić, ale możemy ją odnaleĽć w wierszach, w których z ufnością, bez cienia wyrachowania wyzwala emocje o odkrywa swój świat...
"Jestem"
Tyle nadziei jest we mnie
Że wszystko złe przeminie
Tyle wiary
Że świat będzie lepszy
Tyle miłości jest we mnie -
Może na kogoś spłynie?
Tyle we mnie zaparcia -
Bo przede mną drogi szmat
I tyle pragnień -
By wiedzieć mieć czuć
Być
3 - 17.09.2005 Mrzeżyno
Pobyt rehabilitacyjno - wypoczynkowy nad morzem.
Tak to już jest, że wrzesień kojarzy się wszystkim ze szkołą i z obowiązkami z nią związanymi, no chyba że jest się studentem, to wtedy dochodzi dodatkowy miesiąc leniuchowania i wygrzewania się na słoneczku. Wszyscy wrócili lub tez wracają w pośpiechu z wakacyjnego wypoczynku i zostają od razu wchłonięci w szarą rzeczywistość.
Dla nas jako stowarzyszenia "Nadzieja" w tym właśnie miesiącu przypada okres rehabilitacyjno - wypoczynkowy, który zazwyczaj spędzamy w przytulnej nadmorskiej miejscowości. Tak już mamy ułożony plan imprez i wyjazdów, jest to tez pomyślane pod względem finansowym. Jak wiadomo, poza sezonem są bardziej atrakcyjne ceny, no i jest też mniej tłoczno. Jak dla nas są to same plusy.
Na naszą powakacyjną przygodę wyruszyliśmy 3 września, była wtedy piękna i słoneczna sobota. Wyjazd autobusu, był zaplanowany na godzinę 8:00, po wielogodzinnej i męczącej podróży, oraz kilku postojach, dotarliśmy szczęśliwie do Mrzeżyna, gdzie mieliśmy beztrosko spędzić dwa tygodnie. Na miejscu każdy dostał przydzielony pokój, w którym się ulokował i na godzinę 18 była już zaplanowana kolacja. Po posiłku każdy miał czas dla siebie, mógł robić to na co miał ochotę. Jedni od razu poszli na plażę, żeby chociaż zamoczyć nogi w nieco chłodnym o tej porze Bałtyku. Inni poszli na spacer, na miasto, lub w stronę portu, byli tez tacy, którzy poszli po prostu do pokoju żeby odpocząć po całym dniu spędzonym w autobusie.
Następnym dniem była piękna i słoneczna niedziela, która każdemu minęła na leniuchowaniu. Natomiast od poniedziałku, po śniadaniu które zawsze było o godzinie 8:00, zostaliśmy wezwani do lekarza, który to po wypełnieniu karty i zadaniu kilku podstawowych pytań, przepisał każdemu zabiegi rehabilitacyjne, odpowiednie do jego dolegliwości. I od tego dnia wszystko biegło już ustalonym torem, rano na godzinę 8:00 było śniadanie, po śniadaniu większość szła na zabiegi.
Po zabiegach, jak była pogoda, a była przez pierwszy tydzień, to chodziliśmy na plażę się poopalać, a jak nie było, to przeważnie graliśmy w karty na świetlicy. Na godzinę 13:00 podawali już obiad, więc trzeba było wracać na ośrodek, po obiedzie każdy miał już czas dla siebie, niestety muszę tu wspomnieć, że jak dla mnie, było to najbardziej nudnych kilka godzin, każdy gdzieś znikał, tak do godziny 16:00, kiedy to wszyscy zaczęli wychodzić na ośrodek i można było z kim pogadać, pograć w karty lub w ping - ponga. Na godzinę 18:00 mieliśmy kolację, za to po kolacji była to chyba najbardziej rozrywkowa część dnia, a może powinienem raczej napisać nocy na wczasach. Wtedy przeważnie były różne zabawy, potańcówki, był nawet bal przebierańców, raz też mieliśmy ognisko. A jak nie było zabawy ani ogniska, co parę razy się zdarzyło, to razem ze znajomymi chodziliśmy do fajnego klubu "Kufelek", gdzie serwowali nieziemsko wspaniały napój alkoholowy o nazwie "Malibu", lub inny również wspaniały smakowo "Migdałowy smerf". Można tam było się rozerwać przy partyjce bilarda - była to odmiana bilarda amerykańskiego. Raz się tak zdarzyło, że mieliśmy zabawę na ośrodku, a potem poszliśmy właśnie do tego klubu. Niestety było już dość póĽno, i nasz klub był zamknięty a nam chciało nam się jeszcze wracać na ośrodek, bo jak dla nas była to młoda godzina. Postanowiliśmy pójść na plażę. A była to godzina 23:30, było ciemno i wiał bardzo porwisty wiatr, morze było wzburzone i było widać tylko białą pianę, która się oznaczała na tej nieprzeniknionej ciemni pod osłoną nocy. Jeden przekrzykiwał drugiego żeby cokolwiek usłyszeć, towarzyszył nam wtedy taki mały dreszczyk emocji, coś takiego jak się po raz pierwszy odkrywa rzeczy dotąd dla nas nieznane, tego uczucia nie da się opisać w słowach, ale wiem jedno, nigdy się tego nie zapomni.
Jedną główną wadą każdego takiego wyjazdu jest to, że zdecydowanie za szybko leci wtedy czas. Nim się człowiek obejrzy, a tu minie dwa tygodnie i trzeba pakować walizki w podróż powrotnąJ. Dobrze przynajmniej, że zostaną niezapomniane wspomnienia spędzonych tutaj chwil.
Na koniec chciałbym gorąco podziękować całej grupie terapeutycznej z Pszczyny, u której to nie raz bawiliśmy się na zabawach. Prawdę powiedziawszy, to dzięki tej grupie mieliśmy tyle rozrywkowych wieczorków tanecznych.
Podziękować też wypada kucharkom, które to przez cały okres naszego pobytu w Mrzeżynie dbały o nasze wymagające żołądki i zawsze przygotowywały pyszne posiłki. A najlepsze według mnie danie, to były bezkonkurencyjne szpagetki - po prostu niebo w gę...., to znaczy w buzi. Zjadłem wtedy trzy porcje, swoją, mamy i taty, a na koniec myślałem że pęknę. Pozdrowienia też lecą dla: Asi, Daniela, Mariusza, Jarka, Darii, Agnieszki, jej brata Adasia i Doroty, oraz wielu innch osób, z którymi spędzałem czas, i które dzięki temu pobytowi nad morzem poznałem.
12.06.2005
Letnia dyskoteka - DK Atrium
W upalną niedzielę, dokładnie 12 czerwca 2005 roku o godzinie 16:00, została zorganizowana dyskoteka dla klubowiczów Stowarzyszenia "Nadzieja". Na rozpoczęcie imprezy był omawiany wypad na biwak, który czekał nas 19 czerwca. Po ogólnym przedstawieniu planu, podliczeniu kosztów tego wyjazdu i paru innych mniej lub bardziej istotnych spraw, przystąpiliśmy do programu głównego tego spotkania.
Jeśli chodzi o muzykę, to było podobnie jak w tamtym roku. Mieliśmy do dyspozycji sprzęt CD i sporą kolekcję płyt, o które zadbała nasza klubowiczka, pani Agnieszka. Swoją drogą, to wypada jej za to tylko podziękować, bo inaczej to by było kiepsko. Prawdę mówiąc nie byłoby czego słuchać, a poza tym, to głównie właścicielka wspomnianych płyt robiła za DJ-a. Oprócz tego, to mieliśmy jeszcze dostęp do mikrofonu, który był podłączony do głośników ekstradowych, tych samych do których odtwarzacz CD. Dzięki temu można było śpiewać do swojego ulubionego kawałka, a to dodatkowo tworzyło niepowtarzalny klimat i odpowiednio nakręcało do dobrej zabawy. Z takiej możliwości korzystały przeważnie tylko dwie osoby, na koniec doszła jeszcze trzecia, i było niepowtarzalne TRIO. Do plusów można też zaliczyć fakt, że dostaliśmy do dyspozycji dużą salę, dzięki temu było więcej swobody w ruchach tanecznych i można było nieco zaszaleć. Natomiast w sali obok, tam gdzie w tygodniu mamy zebrania, można było jak zwykle poczęstować się ciasteczkiem, napić się napoju, herbatki lub ewentualnie, kto był bardziej wymagający, zrobić można było sobie kawę. Można było także porozmawiać i chwilę odetchnąć po wyczerpującym tańcu. I co ja tu dużo będę pisał, tego nie da się oddać w słowach, żeby poczuć ten dyskotekowy klimat, to trzeba było tam być i to przeżyć. Jedyny minus jakiego można było się doszukać, to był fakt, że było zbyt mało osób, ale to już chyba jest czepianie się na siłę z mojej strony. Najważniejsze że Ci co byli obecni dobrze się bawili i mieli okazję zapomnieć o troskach szarego życia osoby niepełnosprawnej.
7.05.2005
VII Wiosna Niepełnosprawnych w Miłogostowicach - Sprawni i Niepełnosprawni Razem w Europie
W dniu 7 maja, w Miłogostowicach pod patronatem Starosty Legnickiego Mieczysława Kasprzaka odbył się już po raz VII festyn rekreacyjno-zabawowy dla pensjonariuszy DPS i zainteresowanych środowisk osób niepełnosprawnych. Impreza miała charakter rekreacyjno - sportowy. Na imprezę przybyły osoby niepełnosprawne ze swoimi rodzinami lub opiekunami zamieszkałe w regionie byłego województwa legnickiego.
Rozpoczęcie imprezy zaplanowane było na godzinę 10:00, wszystko ruszyło zgodnie z planem, na początku wszystkich uczestników przywitał krótki deszcz, póĽniej jednak pogoda była coraz lepsza, chwilami świeciło nawet piękne wiosenne słoneczko. Na wstępie było otwarcie imprezy i powitanie przybyłych na tą okoliczność gości. A mieliśmy zaszczyt przywitać m.in. takie osobistości jak: Ks. A. Tracz, Sławomir Mateja - dyrektor szkoły Integracyjnej nr. 20 w Legnicy, Halina Kołodziejska - burmistrz Prochowic, Tadeusz Samborski - poseł na sejm RP, Mieczysław Kasprzak - starosta Legnicki, Lech Lipczak - prezes DPS w Legnickim Polu, i jeszcze wiele bardziej lub mniej znanych gości zaproszonych na tą uroczystość.
Po części powitalnej przyszedł czas na część rekreacyjno-sportową, która to wśród uczestników cieszy się największym zainteresowaniem. Każdy wtedy może zaprezentować swoje zdolności sportowe lub artystyczne. Konkurencji było pod dostatkiem i można było wybierać, co kto chciał. Było m.in. boisko do siatki lub do ringo. Można było tez spróbować swoich sił w rzucie piłką lekarską, sprawdzić swoje umiejętności na torze przeszkód, zagrać w kręgle, lub sprawdzić swoją celność w rzucie do kosza. A dla tych już bardziej odważnych i dość silnych do dyspozycji był turniej łuczniczy, ponieważ naciągnięcie takiej cięciwy wymaga sporo siły. W czasie trwania tych konkurencji, jakby komu się jeszcze nudziło, to był do dyspozycji stół z "piłkarzykami". Nagrody dla zwycięzców wręczane były po zakończeniu danej konkurencji, a nie tak jak na przykład w tamtym roku, na zakończenie imprezy. Może to i nawet lepiej, bo nie było póĽniej niepotrzebnego tłoku w jednym miejscu i oznaków zazdrości tych, którzy zajęli dalsze miejsca.
Jedno co było nie do końca fair, to sprawa z pucharami. W tym roku w ogóle nie było pucharów - rok temu były trzy: dla najlepszej drużyny za grę w siatkówkę, dla najlepszego zawodnika, i dla najlepszego zawodnika na wózku. W tym roku, były tylko nagrody i dyplomy za pierwsze, drugie i trzecie miejsce.
Konkurencje dobiegły końca około godziny 12:30, nastał czas na ciepły posiłek i tym razem zaserwowano nam pyszny bigos z dużymi kawałkami kiełbaski i mięsa. Po posiłku zostaliśmy zaproszeni na pokazy sprawnościowe prezentowane przez dzielnych strażaków z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy. Był pokaz rozkładania drabiny z balkonikiem do której podczepione były dwie liny i malutka drabinka, po której w dalszej części pokazu wszedł na górę strażak. Jak był już na samej górze, to podczepił się pod liny i powolutku zjechał na dół. Był też pokaz gaszenia sztucznie zrobionego na te potrzeby pożaru za pomocą samolotu oraz sikawek z wodą. Powiem szczerze, było to trochę nudne, dokładnie to samo było w tamtym roku. Po tym pokazie, wróciliśmy z powrotem na plac centralny, gdzie trwały już przygotowania do zabawy tanecznej z niespodziankami. W międzyczasie dawali drugi już posiłek tego dnia, tym razem była to parówka plus duża bułka. Podczas zabawy przygrywał nam zespół "Malibu" z Legnicy. Zakończenie zabawy nastąpiło o godzinie 17:00 i wszyscy spakowali się w drogę powrotną do domu mając nadzieję, że dane im będzie spotkać się tutaj znowu za rok.
Ze Stowarzyszeń obecnych w tym roku byli:
Stowarzyszenie "Uśmiech Dziecka" w Legnicy.
Stowarzyszenie "Nadzieja" w Legnicy.
Stowarzyszenie "Niebieski Parasol" z Chojnowa.
Stowarzyszenie "Jutrzenka" z Legnicy.
Stowarzyszenie "Nadzieja" chce serdecznie podziękować organizatorom i wszystkim tym osobom dzięki którym mieliśmy zaszczyt brać udział w tak wspaniałej imprezie dla osób niepełnosprawnych.
Oświadczam że pisząc ten tekst w fazie początkowej korzystałem z materiału zawartego na stronie Starostwa Powiatowego w Legnicy www.starostwo.legnica.pl . Cała reszta jest mojego autorstwa.
1.05.2005
Majówka w Miłogostowicach
Wiosna to jest piękny okres, w życiu każdego stworzenia, wszystko budzi się do życia, jest coraz cieplej na dworze, ptaszki ćwierkają swoje melodie, i każdemu chce się żyć. Jest to czas sprzyjający różnym wyjazdom na biwaki i wypadom na łono natury lub do lasu, można wtedy odpocząć od trosk życia codziennego. Jakby nie było, to najpiękniejszym miesiącem wiosny jest właśnie Maj, kiedy kwitną piękne bzy i różne drzewa owocowe. Z początkiem Maja jest też długi weekend, są to przeważnie trzy dni wolne od pracy, w tym roku się tak złożyło że było aż pięć dni wolnych. Jak to już mamy w tradycji naszego Stowarzyszenia, 1 maja organizujemy wypad poza miasto, na łono natury. W tym roku także został zorganizowany taki wyjazd na tak zwaną "Majówkę" i tym razem odbyła się ona w lasku w Miłogostowicach, w tym samym, gdzie co roku odbywa się "Wiosna Niepełnosprawnych" lub inaczej tak zwana "Olimpiada Letnia".
Wszystko zaplanowane mieliśmy na godzinę 10:00 rano, pierwszy transport wyruszył jednak o godzinie 9:20, trzeba było zawieść na miejsce napoje, grille i zrobić ogólne przygotowanie do przyjazdu pozostałych członków Stowarzyszenia. Tak nam ta praca dobrze szła, że nawet nie obejrzeliśmy się, a przyjechał bus z połową naszych klubowiczów i zaczęła się pomoc przy wysiadaniu i wypakowywaniu. Kiedy wszyscy już wysiedli, to kierowca busa pojechał po drugą połowę uczestników biwaku.
Ci co przybyli już na miejsce, zaczęli rozsiadać się na ławkach lub na kocach pościelonych na trawie, chwilę potem przyjechała druga połowa ekipy i od nowa, wysiadanie, lokowanie się na wolnych miejscach itd. Dołączyło do nas też parę osób, które przyjechały swoim samochodem. Muszę też wspomnieć o tym że dwie pewne dziewczyny, pomagały na ochotnika przy zamiataniu dość sporego kawałka, gdzie póĽniej grali w piłkę. Po tym wszystkim, mogliśmy wreszcie przystąpić do właściwego celu naszego spotkania w tym miejscu. Ktoś już prędzej zadbał o nasze żołądki, ponieważ wraz z drugą połową uczestników, przyjechał też pojemnik z "kapuśniaczkiem". Każdy kto tylko chciał, miał okazję spróbować tego wykwintnego dania. W tym samym czasie rozpoczęło się rozpalanie grillów i przygotowywanie do wielkiego grillowania. A potem wszystko co się nadawało na ruszta, poszło w ruch. Sam miałem tą przyjemność obcować ze szczypcami, przy żarzącym się z czerwoności piecu, (czyt. Grillu). Co za uczucie, ten trzask węgla drzewnego, zapach dymu i pryskającej z gorąca kiełbaski, ach!, ale się rozmarzyłem, właśnie dlatego kocham takie wypady. Tak zleciało około dwie godziny, wszyscy się w tym czasie posilili, nadeszła więc pora na małą rozrywkę. Jedni rozłożyli warcaby, żeby rozegrać partyjkę, jeszcze inni poszli na mały spacer po lesie, niektórzy rozłożyli się wygodnie na kocykach, i odpoczywali, a ci którym na to pozwalały warunki fizyczne, polecieli na boisko grać mecz w siatkę. Każdy mógł wybrać taką formę wypoczynku jaka mu odpowiadała. Po paru godzinach wszyscy znowu zgłodnieli, cały proces zaczął się od nowa, rozpalanie grillów, które zdążyły przez ten czas już wygasnąć i pieczenie kiełbasek, lub innych smakołyków. Koleżanka na przykład, podgrzewała sobie chlebek, na który był nałożony żółty serek, mówiła póĽniej że było pycha. Tak więc, eksperymentować można do woli.
Po ostatnim już posiłku, można było znowu robić co kto chciał, większość osób wybrała leżakowanie na kocykach, inni znowu poszli na spacer do lasu, lub alejkami, a niektórzy grali tym razem piłką w takiego jakby zbijaka przy muzyce z radia samochodowego. Czas sobie leciał swoim tempem, i nic sobie nie robił z tego, że dobrze się bawimy. Pomału, małymi kroczkami zbliżała się godzina końca naszego pobytu w tym miejscu. Wszyscy musieli się pakować do drogi powrotnej, jedna połowa ekipy pakowała się do busa, a druga robiła porządek po sobie i po innych. Ze względu na to, że było dużo osób, to bus musiał zrobić dwa kursy, żeby wszyscy dotarli do domu. Jak już wsiadaliśmy do samochodu, to było mi trochę żal, pomyślałem sobie, przecież jeszcze parę minut temu było tu pełno wszystkich, a nagle zrobiło się tak pusto. Ale wspomnienia z tego miejsca pozostaną na długo w naszych sercach i na zdjęciach. Jak wróciłem do domu, to sobie pomyślałem, że z roku na rok, takie wypady są coraz lepsze, każdy się dobrze bawi i odpoczywa z dala od zgiełku dnia codziennego.
5.02.2005
Bal Karnawałowy
W sobotę 5 lutego w DK Atrium odbył się Bal Karnawałowy organizowany przez nasze Stowarzyszenie "Nadzieja".
Było bardzo hucznie i kolorowo. Do tańca przygrywała nam orkiestra. Co by nie mówić, muzyka była super, każdy się dobrze bawił. Były też dwa konkursy, pierwszy polegał na tym, że każdy szukał osoby z tym samym numerkiem, a potem musiał z tą osobą zatańczyć dwa kawałki, wolny i szybki. Drugi konkurs był ukryty pod tajemniczą nazwą "Szansa na sukces". Zgłosiło się do tego konkursu 7 osób.
Polegał on na tym, że trzeba było wylosować numerek, a pod każdym numerkiem kryła się dana piosenka. Następnie pan Andrzej grał na organach, a dana osoba lub w duecie śpiewała wylosowaną piosenkę. Była to pewna nowość, bo jeszcze czegoś takiego u nas na imprezach nie było. Ten konkurs wygrała Ewa Szczepańska i wylansowała przebój zespołu Fasolki - "Zuzia lalka nie duża". Tym samym zapewniła sobie największe brawa od publiczności i od jury, do których należał ostateczny werdykt.
Jak zwykle na takich zabawach można było napić się napoju lub herbaty, ewentualnie kawy i przegryĽć ciasteczko lub poczęstować się dobrym cukierkiem.
Jak było i jaki panował klimat nie da się oddać w słowach. To trzeba było przeżyć na własnej skórze. Nie będę się zbytnio rozpisywał, zabawa była po prostu przednia i tyle, oby więcej takich imprez, a na pewno nie będzie Ľle. Jako jedyny minus, to można zaliczyć czas trwania tego "Balu". Mówiąc wprost było trochę za krótko. Każdy narzekał, że zabawa dobiegła końca już o godzinie 20:10. To trochę za szybko, ludzie chcą się pobawić, rozerwać, a tu taki numer. A tym bardziej że była to ostatnia balanga przed długim postem. Na następną trzeba będzie poczekać aż do kwietnia. Jak się uda, to może odbędzie się wtedy zabawa pod nazwą "Karaoke". To na razie tylko plany, ale trzeba to zrealizować, myślę że drugi raz już mi pomysłu nikt nie ukradnie.